Wybaczcie, przy tamtym poście byłem albo jeszcze pijany, albo już skacowany; oczywiście końcówka -owi winna przejść dalej, a co do liczby mnogiej to winno być, moim zdaniem, "orlani". No i walnąłem się między deklinacją a koniugacją (co za wstyd; lata lingwistycznych zainteresowań, a ja takie błędy popełniam...).
Ale zastanawia mnie, jaka będzie l. m. w angielskim? Orlan to chyba analogicznie do human, ma końcówkę -an.
Problem w tym, że w angielskim nie ma "końcówek" jako takich, bo to nie jest język fleksyjny (zlepiający różne morfemy w całość), tylko aglutynacyjny (konstrukcje tworzy się różnymi przyimkami, przysłówkami itd.), albo nawet izolujący bardziej (szyk określonych części modułów stosunków morfosynktatycznych jest najważniejszy). Innymi słowy: tamto "-an" wzięło się stąd, iż Anglikom francuskie "-ain" wydawało się bardziej spółgłoską nosową, niźli samogłoską. Tym bardziej, że germańskie języki jakoś nie lubią samogłosek w wygłosie.
@Ghoster: ten celownik wygląda naprawdę dziwnie :> Końcówka "-u" w przypadku rodzaju męskiego klei się prawie wyłącznie do wyrazów jednosylabowych, i to też bardzo rzadko - tutaj wypada mocno nieintuicyjnie.
Nie powiedziałbym, że "-u" jest takie rzadkie. Ba, ta kwestia jest przede wszystkim nieunormatyzowana w języku polskim (jak zresztą ogrom innych rzeczy, których się na codzień nie zauważa; ot, choćby z jakiej racji pisać "ni
ski" zamiast "ni
zki"? Równie dobrze moglibyśmy pisać "sło
tki", bo ten sam proces ubezdźwięcznienia tam zaszedł, a w jednych formach zapisuje się to tak, w innych inaczej - masa tego jest, naprawdę).