Dzienobry wszystkim.
O patrzcie, nawet nie wiedziałam o tej powieści. Ciekawa inicjatywa, chociaż te 1219 stron i 117 rozdziałów brzmi dość... przytłaczająco. Na razie raczej nie będę mogła się zobowiązać do stałej współpracy, ale przejrzę w najbliższym czasie prolog pod kątem korekty i coś tam pospamuję w docu komentarzami.
Planescape: Torment - Nowa Powieść
Moderatorzy: Moderator, Global Moderator
- black_cape
- Redakcja
- Posty: 146
- Rejestracja: czw paź 25, 2012 9:53 pm
- Lokalizacja: Shra'kt'lor
Dzień jest dobry a temat coraz lepszy, skoro mamy (być może) kolejnego tłumacza :P.
A tak poważniej, no jest tego tekstu owszem, ale czy komuś się śpieszy? Najgorzej z motywacją... Sam zatrzymałem się na 20 rozdziale (narazie).
Z motywacją i zainteresowaniem samą treścią, która złą nie jest, ale coraz bardziej mam takie wrażenie - komu się będzie chciało to czytać nawet jeśli wszystko by się przetłumaczyło?
Lecz może to tylko jakieś tam moje mylne lęki :P.
A tak poważniej, no jest tego tekstu owszem, ale czy komuś się śpieszy? Najgorzej z motywacją... Sam zatrzymałem się na 20 rozdziale (narazie).
Z motywacją i zainteresowaniem samą treścią, która złą nie jest, ale coraz bardziej mam takie wrażenie - komu się będzie chciało to czytać nawet jeśli wszystko by się przetłumaczyło?
Lecz może to tylko jakieś tam moje mylne lęki :P.
- black_cape
- Redakcja
- Posty: 146
- Rejestracja: czw paź 25, 2012 9:53 pm
- Lokalizacja: Shra'kt'lor
Z zainteresowaniem ciężko powiedzieć, bo to nigdy do końca od nas nie zależy. Teraz wszyscy głównie czekają niecierpliwie na premierę T:ToN; a tak to pewnie najlepiej sprawdzać na bieżąco, publikować tekst na forum we fragmentach. Jeszcze kwestia, jak książka ma się do gry, czy wprowadza jakieś nowe wątki i tak dalej.
Nieźle się rozkręciliście. Przy czym ja bym była za tym, żeby się wspólnie przyjrzeć tekstowi od początku; imo na pewno część zdań trzeba będzie przeformułować, zwracając większą uwagę na polską składnię i związki między poszczególnymi zdaniami. Pewnie napiszę coś więcej, jak przerobię do końca ten prolog.
Nieźle się rozkręciliście. Przy czym ja bym była za tym, żeby się wspólnie przyjrzeć tekstowi od początku; imo na pewno część zdań trzeba będzie przeformułować, zwracając większą uwagę na polską składnię i związki między poszczególnymi zdaniami. Pewnie napiszę coś więcej, jak przerobię do końca ten prolog.
No tak, ale aż tak źle chyba nie jest :P. Ale zgodzę się, tylko jest mały problem z mojej strony - mogę, owszem różne rzeczy zasugerować, ale czy to będzie w pełni poprawne? :)black_cape pisze:Przy czym ja bym była za tym, żeby się wspólnie przyjrzeć tekstowi od początku; imo na pewno część zdań trzeba będzie przeformułować, zwracając większą uwagę na polską składnię i związki między poszczególnymi zdaniami. Pewnie napiszę coś więcej, jak przerobię do końca ten prolog.
Z samych Twoich komentarzy widać ile wyłapałaś błędów, jeśli coś zobaczysz i jesteś pewna na 100% że jest źle, zmieniaj śmiało.
P.S.
Prolog jest narazie najcięższy chyba, ponieważ później zdania są mieszane z dialogami z gry, więc idzie łatwiej (tak myślę) zaś prolog (no i interludia) jest w pełni napisany jako fanfic .
Aha, do 20 rozdziału zauważyłem tylko jedno jakby wykroczenie jeśli chodzi o inny/nowy wątek w stosunku do gry, ale nie jestem pewien może w grze to było - rozmowa z Lharem, Faktolem Loży Ponurych (w rozdziale 10), a tak to idzie "po kolei, zgodnie" z grą...
Ostatnio zmieniony śr wrz 30, 2020 4:29 pm przez szef, łącznie zmieniany 1 raz.
Dziewczyny z redakcji są perfekcjonistkami, więc jest dobrze, albo źle, nie ma sfery pomiędzy. I to bardzo ważne, bo taki tekst musi być perfekcyjny w każdym calu, aby sprawiał przyjemność w czytaniu. Przedsięwzięcie jest bardzo duże, więc lepiej dłubać powoli, ale dokładnie. Cytując popularnego ostatnio GRRM'aNo tak, ale aż tak źle chyba nie jest :P. Ale zgodzę się, tylko jest mały problem z mojej strony - nie jestem polonistą - mogę, owszem różne rzeczy zasugerować, ale czy to będzie w pełni poprawne? :)
Więc każdy komentarz trzeba brać z całą powagą. Nie ma pośpiechu moim zdaniem, lepiej z każdym zdaniem obchodzić się z należytą precyzją. Tekst będzie służył latami jeśli zostanie skończony“Ten years from now, no one is going to care how quickly the books came out. The only thing that will matter, the only thing anyone will remember, is how good they were. That's my main concern, and always will be.”
Wziąłem się za sugestie i za rozmowę z Ravelą.Darnath pisze: ↑ndz sie 28, 2016 6:07 pm Jeśli chodzi o sugestię, można na przykład rozbić to na pewne "główne" działy na początku. Czyli z perspektywy gracza, powycinać pierwsze te najciekawsze rozdziały i je dopieścić (np kamień doznań Deionarry, spotkanie z Vhailorem, itd. etc); doszlifować do maksimum, i puścić może w szerokie audytorium; zobaczą to czytelnicy, może też podłapią bakcyla?
(Czytelnik) wróci sobie w końcu do momentu, który wgniótł go w fotel (rozmowa z Ravelą?), jeśli będzie chciał.
Rozdziały 89, 90, 91 (z poprawkami by Wrathu) są na Gdrive (patrz mój podpis) w katalogu: Rozdziały luzem.
(Oraz rozdział 5 (Deionarra) + zapewne kilka innych - po prostu tam wrzucam.)
Nie jestem zadowolony w 100% (wspomagałem się googlem) dlatego jak zawsze mile widziane uwagi / pomoc od czytelników!
O ile ktoś tu czasami zagląda?!
"Przetrwałeś długo, nieśmiertelniku, ale stałeś się ofiarą stworzenia, któremu na imię życie."
Zagląda, zagląda oczywiścieNie jestem zadowolony w 100% (wspomagałem się googlem) dlatego jak zawsze mile widziane uwagi / pomoc od czytelników!
O ile ktoś tu czasami zagląda?!
Z reguły z akcją czyszczenia forum z botów, chociaż to już sporadyczne przypadki.
W kwestii powieści, niestety, nasza ekipa ma wciąż listę rzeczy do tłumaczenia, którą bardzo spokojnie realizujemy (mapa, fire and dust). Systematycznie od czasu do czasu staramy się coś też napisać, ale niezmiennie pochłaniają nas inne obowiązki.
Darnath widzę wciąż na straży . No, forum niech trwa jak najdłużej.Darnath pisze: ↑sob maja 23, 2020 4:40 pmZagląda, zagląda oczywiścieNie jestem zadowolony w 100% (wspomagałem się googlem) dlatego jak zawsze mile widziane uwagi / pomoc od czytelników!
O ile ktoś tu czasami zagląda?!
Z reguły z akcją czyszczenia forum z botów, chociaż to już sporadyczne przypadki.
W kwestii powieści, niestety, nasza ekipa ma wciąż listę rzeczy do tłumaczenia, którą bardzo spokojnie realizujemy (mapa, fire and dust). Systematycznie od czasu do czasu staramy się coś też napisać, ale niezmiennie pochłaniają nas inne obowiązki.
Jeżeli chodzi o powieść to projekt w wiecznym zawieszeniu - parę rozdziałów ponownie liznąłem (wszystko jest na gdrive), no ale niestety wiedza/umiejętności/talent - te braki lekko dają się we znaki, i raaaczej to widać - smutno mi, ale nie podołam i z tego względu tak ja, jak i (możliwe że) całe forum czekamy na mesjasza względnie kilku mesjaszy, którzy uczynią cuda!
Sporo błędów sam zrobiłem przy kopiowaniu dialogów, i nawet ktoś tak upierdliwy jak ja traci motywację na ich poprawę.
Mimo to jednak...
P.S.
Przy okazji, czy można odszukać link do:
http://grimuar.pl/planescapetorment/ksi ... -deionarra - nie działa a chciałem coś sprawdzić.
"Przetrwałeś długo, nieśmiertelniku, ale stałeś się ofiarą stworzenia, któremu na imię życie."
Szefie, powiem szczerze, że nie wiem gdzie to zaginęło.
Teraz sprawdzałem listy artykułów, też nieopublikowanych i szkiców, i nie mam nigdzie archiwalnej wersji tych trzech rozdziałów.
Będę ich szukał, ale trochę zmartwiło mnie, że to zaginęło, prawdopodobnie przy migracji z poprzedniego CMS.
Teraz sprawdzałem listy artykułów, też nieopublikowanych i szkiców, i nie mam nigdzie archiwalnej wersji tych trzech rozdziałów.
Będę ich szukał, ale trochę zmartwiło mnie, że to zaginęło, prawdopodobnie przy migracji z poprzedniego CMS.
Uch, no tak to bywa z internetem.Darnath pisze: Szefie, powiem szczerze, że nie wiem gdzie to zaginęło.
Teraz sprawdzałem listy artykułów, też nieopublikowanych i szkiców, i nie mam nigdzie archiwalnej wersji tych trzech rozdziałów.
Będę ich szukał, ale trochę zmartwiło mnie, że to zaginęło, prawdopodobnie przy migracji z poprzedniego CMS.
Ja z kolei trochę się dziwię sobie że kiedyś nie skopiowałem tego, w celach porównawczych itp.
Próbowałem teraz przez archive org, oraz przez google - niestety nic z tego.
"Przetrwałeś długo, nieśmiertelniku, ale stałeś się ofiarą stworzenia, któremu na imię życie."
Znalazłem archiwalną wersję PDF, ale ona zdaje się była jeszcze przed korektą redakcyjną, i może mieć wiele błędów. Z tego co widzę na dysku mam kilka tych rozdziałów, mogę też podrzucić pozostałe, które znajdę. Nie wiem jednak czy będą do końca pomocne.
Dojdziesz do więzienia z żalu i płaczu powstałego, gdzie nawet cienie odchodzą od zmysłów. Zażądają tam od ciebie potwornej ofiary, Najdroższy. By móc w końcu spocząć, zmuszony będziesz unicestwić to, co utrzymuje cię wśród żywych i utracić nieśmiertelność.
— Przepowiednia Deionarry
Poruszałem się po obwodzie pierwszego piętra Kostnicy, mijając kolejne nekrologi. Niestety, instrukcje i wskazówki Dhalla nie były zbyt pomocne. Nie miałem pojęcia gdzie znajduje się wyjście.
Trzymając się z dala od Grabarzy, mijałem kolejne tabliczki poświęcone zmarłym, mając nadzieję, że któraś obudzi we mnie wspomnienia. Zatrzymałem się przy tablicy z napisem: „Tu spoczywa Deionarra”.
Niespodziewanie, nieorganiczny fantazmat kobiety pojawił się przede mną. Uderzająco piękna zjawa, ze skrzyżowanymi ramionami. Miała długie, piękne opadające włosy, a jej suknia zdawała się być poruszana przez eteryczne podmuchy. Nieznacznie poruszała powiekami.
W końcu powoli otworzyła oczy i, jakby niepewna swego położenia zaczęła intensywniej mrugać i rozglądać się wokół pomieszczenia. Gdy nasze oczy się spotkały, spokój na jej twarzy przeistoczył się w gniew.
— Ty! Cóż cię tutaj sprowadza?! Zjawiłeś się, by na własne oczy ujrzeć rozpacz, której sam byłeś sprawcą? Nawet będąc w otchłani śmierci, wciąż mam w zanadrzu kilka cierni przeznaczonych dla ciebie... — Głos jej przechodzi w syk. — 'Najdroższy'.
Zdziwiony jadem w jej głosie, zapytałem: „Kim jest?” Nagle ton głosu zjawy opadł. Kobieta wykonała rękami błagalny gest.
— Jak to możliwe, że złodzieje umysłu nieustannie wykradają imię me spośród twoich wspomnień? Nie przypominasz mnie sobie, Najdroższy? — Zjawa wyciąga ręce. — Pomyśl... — Jej głos ponownie przybiera ton pełen desperacji. — ...imię Deionarra musi budzić w tobie jakieś wspomnienia.
— Sądzę, że wyczuwam jakieś przebłyski w mej pamięci... Powiedz mi więcej. Być może twe słowa usuną zasłonę z mego umysłu, Deionarro.
— Och, w końcu los okazuje miłosierdzie! Nawet śmierć nie jest w stanie wymazać mnie z twego umysłu, Najdroższy! Nie rozumiesz? Twe wspomnienia powrócą! Powiedz mi, jak mogę ci pomóc, a uczynię to!
— Czy wiesz, kim jestem?
— Tyś tym, którego i błogosławieństwem, i klątwą obłożono, Najdroższy. Tyś również tym, który nigdy myślom mym i sercu memu nie był zbyt odległy.
— Błogosławieństwem i klątwą obłożony? Co przez to rozumiesz?
— Natura twego przekleństwa wydaje się być oczywista, Najdroższy. Spójrz na siebie. Śmierć się ciebie wyrzekła. Wspomnienia cię porzuciły. Nie zatrzymasz się, by się zastanowić dlaczego?
— Wspomnienia odeszły... Przypuśćmy też, że śmierć się mnie wyrzekła... Czemu miałaby być to klątwa?
— Nie wątpię w twą zdolność powstawania z martwych. Jestem jednak przekonana, że każde wcielenie osłabia twój umysł oraz pamięć. Twierdzisz, że utraciłeś wspomnienia. Być może jest to skutek uboczny niezliczonych zgonów? Jeśli tak, co jeszcze przyjdzie ci utracić przy kolejnych odejściach? Gdy utracisz swój umysł, nie będziesz miał nawet dostatecznej wiedzy, by być świadomym, że nie możesz umrzeć. To będzie kulminacja twej klęski.
— Niezliczone zgony? Jak długo to już trwa?
— Nie wiem dokładnie. Oprócz tego, iż trwa to już bardzo długo.
— Co jeszcze możesz o mnie powiedzieć?
— Wiem, że kiedyś twierdziłeś, iż mnie kochasz i będziesz mnie kochał, póki śmierć się po nas dwoje nie upomni. Wierzyłam w to, nie znając prawdy kim byłeś, czym byłeś.
— A czym jestem?
— Ty... ja... nie... — Zamiera nagle i zaczyna przemawiać powoli, ostrożnie — jakby jej głos ją przerażał. — Oto prawda: jesteś tym, którego wiele śmierci zabrało. Śmierci owe umożliwiły ci poznanie wszelkich żywych rzeczy, i w rękach twych kryje się iskra życia... i śmierci. Ci, którzy umierają blisko ciebie, pozostawiają po sobie cień ich samych, dzięki któremu możesz ich ponownie przywołać...
Gdy Deionarra wymówiła te słowa, dziwne mrowienie wezbrało w tyle mojej czaszki… Odczułem nagły przymus, by spojrzeć na własną rękę. Kiedy ją uniosłem i przyjrzałem się bliżej, dostrzegłem krew przepływającą przez moje ramię, wypełniającą muskuły, w końcu zaś — wzmacniającą moje kości.
Wiedziałem, że Deionarra ma rację. I nagle… przypomniałem sobie, jak odnaleźć najmniejszą iskrę życia w ciele i jak wydobyć ją na wierzch. Ta myśl jednocześnie mnie przerażała jak również… intrygowała.
— Możesz mi powiedzieć, gdzie jestem? "
— Gdzie jesteś? Jesteś przecież tu, ze mną, Najdroższy... Jak za czasów, gdy nasze życia splatały się ze sobą. Teraz zaś odgradza nas od siebie Ostateczna Granica.
— Ostateczna Granica?
W głosie Deionarry słychać smutek — To bariera, której — jak się obawiam — nigdy ci się nie uda przełamać. To bariera pomiędzy twym życiem a tym, co ze mnie pozostało...
Zamierzałem zapytać Deionarrę o drogę ucieczki z tego miejsca. Zrozumiałem jednak, że może poczuć się przeze mnie opuszczona. Musiałem być delikatny.
— Deionarro, grozi mi niebezpieczeństwo. Czy mogłabyś skierować mnie w jakieś bezpieczne miejsce? Wrócę, gdy tylko będę mógł z tobą znów porozmawiać.
— Niebezpieczeństwo? — Wygląda na pełną obawy. — Oczywiście, Najdroższy. Pomogę ci na tyle, na ile będę w stanie... — Zamyka na chwilę oczy, ty zaś dostrzegasz eteryczny podmuch, który przemyka przez jej ciało, unosząc jej włosy. Po chwili podmuch znika, zaś oczy jej powoli się otwierają. — Być może jest wyjście. Wyczuwam, że miejsce to kryje w sobie wiele drzwi ukrytych przed wzrokiem śmiertelników. Być może mógłbyś wykorzystać któryś z tych portali w celu ucieczki. Deionarra milknie na chwilę, jakby próbowała sobie przypomnieć. — Portale ujawnią się same, gdy będziesz miał odpowiedni klucz. Niestety, prawie wszystko może być takim kluczem... Uczucie, kawałek drewna, sztylet ze srebrzonego szkła, fragment ubrania; melodia, którą będziesz nucił do siebie... Obawiam się, że Grabarze są jedynymi znającymi klucze, dzięki którym mógłbyś opuścić ich włości, Najdroższy.
— W takim razie powinienem spytać któregoś z nich. Żegnaj, Deionarro. Obróciłem się, zbyt przepełniony emocjami, by kontynuować rozmowę ze zjawą. Deionarra przemówiła ponownie, nim ruszyłem dalej.
— Poczekaj chwilę... Wiele się nauczyłam, gdy z tobą podróżowałam, Najdroższy. I zachowałam to, co ty utraciłeś. Nie wyjawiłam ci wszystkiego, co wiem. Ja widzę wszystko wyraźnie... gdy ty wędrujesz po omacku w ciemności, szukając przebłysku myśli.
— Cóż widzi twój wzrok, czego ja nie dostrzegam? — zapytałem.
— Czas sam rozluźnia swoje okowy, gdy chłód zapomnienia powoli wysuwa po nas swoje ręce, Najdroższy. Przebłyski rzeczy, które mają nadejść, pojawiają się bardzo licznie w moich wizjach. Widzę cię, Najdroższy. Widzę cię, gdy tu jesteś i... — Deionarra milknie.
— Co to? Co widzisz?
— Widzę, co na ciebie czeka. Faluje pośród sfer, a ma swój początek w tym oto miejscu. Mam mówić o tym, co widzę?
— Powiedz mi.
— Chcę najpierw, żebyś mi coś przyrzekł. Złóż mi przyrzeczenie, że powrócisz. Że znajdziesz sposób, by mnie uratować lub do mnie dołączyć.
— Przysięgam, że znajdę jakiś sposób, by cię uratować lub do ciebie dołączyć. — Nie wiem jaki impuls mną kierował, by złożyć te przyrzeczenie, ale wiedziałem, że będę zmuszony spełnić moją obietnicę.
— Oto, co widzą me oczy, Najdroższy, nieskrępowane przez czasu okowy... Trójkę nieprzyjaciół dane ci będzie spotkać... Żaden z nich jednakże niebezpieczniejszy nie będzie niż ty w pełni swojej chwały. To cienie zła, dobra i neutralności obdarzone życiem i zniekształcone zgodnie z prawami, jakimi się sfery rządzą. Dojdziesz do więzienia z żalu i płaczu powstałego, gdzie nawet cienie odchodzą od zmysłów. Zażądają tam od ciebie potwornej ofiary, Najdroższy. By móc w końcu spocząć, zmuszony będziesz unicestwić to, co utrzymuje cię wśród żywych i utracić nieśmiertelność.
— Unicestwić to, co utrzymuje mnie wśród żywych? — zapytałem.
— Wiem, że musisz umrzeć... póki jeszcze masz taką możliwość. Krąg musi się zamknąć, Najdroższy. Nie przeznaczono ci takiego życia i śmierć już zbyt długo czeka na ciebie. Musisz odnaleźć to, co zostało ci odebrane i udać się w podróż poza granice tej egzystencji, do krainy umarłych. Będę na ciebie czekać w komnatach śmierci, Najdroższy... — Uśmiecha się smutno, zamyka oczy, i z cichym westchnieniem, znika.
Patrzę nawet, że mam ok. 21 stron pierwszych trzech rozdziałów, to wszystko datowane jest jeszcze na... 15.07.2010, jeny, jak ten czas leci.
Forum nie pozwala mi wgrać pliku PDF, a wklejenie tekstu z niego sypie całe formatowanie. Jeśli jednak potrzebujesz tego do podglądu/porównania, chętnie to podeślę np. via mail.
Forum nie pozwala mi wgrać pliku PDF, a wklejenie tekstu z niego sypie całe formatowanie. Jeśli jednak potrzebujesz tego do podglądu/porównania, chętnie to podeślę np. via mail.
W sumie racjaNa forum do załącznika możesz to spakować zipem :).
Zerknij czy wszystko poprawnie się otwiera (zał.), zdaje się, że musisz być zalogowany żeby pobrać.
Nie sugerowałbym się bardzo tym tłumaczeniem, pisane to było lata temu, bez korekty redakcyjnej, kiedy z tekstem pisanym radziłem sobie znacznie gorzej niż dziś.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Działa.Darnath pisze: Zerknij czy wszystko poprawnie się otwiera (zał.), zdaje się, że musisz być zalogowany żeby pobrać.
Nie sugerowałbym się bardzo tym tłumaczeniem, pisane to było lata temu, bez korekty redakcyjnej, kiedy z tekstem pisanym radziłem sobie znacznie gorzej niż dziś.
Wiesz, nie będę się sugerował bo raczej sam i tak nie podołam, chcę jedynie poczytać.
...
W spoilerze cały, przetłumaczony (wspólnymi siłami) prolog:
Spoiler
Show
Prolog
Niewiele rzeczy może się równać z nieznośnym fetorem Ula.
Kominy fabryk i warsztatów buchają siarkowymi wyziewami, barwiąc powietrze czarno-żółtą, chorobliwą mgłą, która niemal całkowicie zasłania przeciwległą część Sigil majaczącą wysoko na niebie. Miasto ma kształt torusa, jak dawno temu wyjaśnił ci przewodnik – jeden z mimirów. Wygina się ku własnemu środkowi i wije wokół chmury dymu, który u większości tępaków wywołuje łzawienie oczu.
Do tego dochodzi smród bezdomnych tłoczących się w alejkach, ubranych w podarte łachmany, spod których widać brudną skórę. Zapach potu i niemytych ciał, tak kwaśny i intensywny, że parzy ci nozdrza. Ciała biedaków pokrywa zastygłe błoto (a przynajmniej masz nadzieję, że to błoto), które pośród ciągłych przepychanek zdążyło uformować na ich skórze cienkie płaty. Nikt nie ma dość siły woli, by się stamtąd wyrwać, ani nie myśli na tyle jasno, by dostrzec, że ktoś obok wyzionął ducha. Oto prawdziwe szaleństwo – stan, w którym nie przeszkadza ci, że ocierasz się o trupa. Prędzej czy później Ponuracy rozpędzą tłum, by Grabarze mogli się zająć ciałami. Kiedyś upuściłeś tuż przed taką grupą bezdomnych garść miedziaków. Monety uderzały o ziemię, ale pozbawione nadziei oczy dalej zawzięcie wpatrywały się w dal. To pewnie jedyne oczy, które nie rozjaśniły się z chciwością na widok brzdęku.
Kolejne źródło smrodu to opary ze Sfer Niższych ciągnące się za zwalistymi demonami i diabłami, które wałęsają się po ulicach i potrącają bez słowa tak aniołów, jak i żywiołaki. Gdziekolwiek nie pójdą, podąża za nimi smród palonego mięsa i siarki. Mogłoby się wydawać, że w Mieście Drzwi nic nie ma znaczenia – słabi nie mogą liczyć na pomocną dłoń, a śmiertelni wrogowie, nieprzychylni sobie ze względu na rasę lub wiarę, siadają przy herbacie na środku targowiska i debatują nad kwestiami filozoficznymi. A może to po prostu cień Pani. Wzdrygasz się na samą myśl.
Nad Ulem unosi się smród oleju i metalu, potu i brudu, ognia i siarki – tak gęsty, jak gdybyś brodził w maśle. Nieraz sprawiał, że piekło cię gardło, raz cię nawet oślepił. Wywoływał odruchy wymiotne. Obok przechodzi paladyn w prostej kolczudze z brązu. Ma szeroko otwarte oczy i zasłania nos perfumowaną chusteczką. Z pewnością przybył do Sigil po raz pierwszy. W duchu wyrażasz uznanie wobec tego, że nie wymiotuje. Jak na razie.
Naprawdę niewiele rzeczy może równać się ze smrodem Ula.
Obecnie niezbyt często przechadzasz się tymi ulicami. Są zbyt niebezpieczne, a ewentualne zyski nie warte ryzyka. Dziś jednak zaprosił cię tu stary przyjaciel i nie chciałeś mu odmawiać, nawet jeśli wynikało to jedynie z nostalgii. Straszny z niego gaduła, ale potrafi opowiadać w niezwykle interesujący sposób, zwłaszcza przy kuflu dobrego wina i obfitym posiłku.
Czekasz na targowisku już od dobrej godziny, skubiąc elizejskie śliwki i suszone grzyby z Zewnętrza. W międzyczasie jakiś kupiec przywlókł na swój stragan wielką, potworną rybę – zdaje się, że z samej Sfery Żywiołu Wody – i zaczął sprzedawać sztuki mięsa wyglądającego stanowczo zbyt wykwintnie dla mieszkańców Ula.
Wzdychasz. Popołudnie za pasem, a ty stoisz pośród tłumu, na widoku, nie czując się do końca bezpiecznie. Zerkasz na Strażników Harmonium. Trzech. Wystarczy, by utrzymać porządek, ale i tak czułbyś się zdecydowanie lepiej w Dzielnicy Urzędników.
Nic tu po tobie. Wchodzisz w pierwszą uliczkę prowadzącą w kierunku twojego leża. Okazuje się ona nierówną, zygzakującą drogą, której zakręty znaczą ostre kanty budynków oplecionych ostroroślą.
Chociaż błądzisz myślami, twój wzrok zatrzymuje się na drzwiach wciśniętych między dwa większe sklepy. Mały, ciemny zaułek, wyrwa w murze – część Ula, której nigdy wcześniej nie zauważyłeś. Może być świeżo wybudowana, ale tynk jest miejscami popękany, a gęste wici ostrorośli oplatają z obu stron framugę, która jakby nie bardzo tkwi w ścianie. Nad drzwiami wisi krzywo podniszczony szyld.
Jak dziwnie.
Dwuskrzydłowe drzwi otwierają się, gdy je trącasz. Wita cię ostry zapach dymu i alkoholu, zaskakująco czysty w porównaniu z powietrzem na zewnątrz. Mniej cuchnące zło. Cały dzień czekałeś na tę chwilę: w końcu bierzesz miły, głęboki wdech.
Tawerna jest znacznie większa, niż zdawało się z zewnątrz. Rozciąga się na przynajmniej pięćdziesiąt kroków, a do tego ma drugi poziom. Zza baru spogląda na ciebie marilith z nagimi, obwieszonymi biżuterią piersiami. Cztery ręce ma zajęte szklankami i butelkami, które co chwilę delikatnie o siebie pobrzękują. Piątą wyciera strużkę spływającą po szklance, a w szóstej trzyma łańcuch.
Łańcuch prowadzi do obroży wokół szyi mężczyzny o ciemnoszarej skórze i włosach o barwie dymu. Posępnie zmarszczone brwi i pomarszczona twarz zdradzają piekielne pochodzenie. Najpewniej kambion. Kuca na podłodze i patrzy na ciebie wilkiem, polerując kubek. Ma na sobie starą, pordzewiałą zbroję.
Marilith uśmiecha się, widząc, że postanowiłeś wejść.
– Widzę nową twarz – mówi. – Jestem Shara Sześć-Ostrzy i mam tu spory zapasik alkoholu. Powiedz, jeśli czegoś potrzebujesz.
Grzecznie kiwasz głową i wskazujesz karczmarce butelkę Ciemnego Baatoriańskiego. Minęło trochę czasu, odkąd miałeś okazję dobrze wypić. Delikatnie oblizujesz usta, czekając na mocne dymione ale. Hebanowy płyn szumi i chlupocze w drodze do kubka, a Shara Sześć-Ostrzy wyczekująco kiwa głową. Jeśli uporasz się z Ciemnym Baatoriańskim, z pewnością zasłużysz w jej oczach na szacunek.
Pozostali klienci tawerny to, jak przystało na Sigil, bezładna mieszanina. Kobieta ubrana w skórzaną zbroję i zakurzone brązowe szmaty balansuje w zgięciu łokcia włócznią o obsydianowym grocie, jednocześnie łapczywie wylizując wnętrze kubka. Przy stole naprzeciw niej siedzi grupka śmiałków z mieczami, ubranych we wspaniałe szare płaszcze i kapelusze właściwe raczej szlachcie. Uśmiechają się pod nosem, jakby wspólnie zastanawiali się, co tu spsocić.
Odwracasz się i prawie podskakujesz z wrażenia. W przeciwległym kącie tawerny po metalowej kolumnie przesuwa się dziwny wzór – kolorowy kształt mężczyzny. Płynie po powierzchni kolumny jak żywy mural. To najwyraźniej dwuwymiarowa istota w kształcie przystojnego młodzieńca w żółto-czerwonym płaszczu.
Wokół wolnego stołu skrytego w rogu pomieszczenia wzbija się nagle gęsta, szara mgła. W stojących na stole szklankach agresywnie bulgocze krwistoczerwony napar, w którym wirują drobinki czarnego cienia. W pewnej chwili macki mgły zagłębiają się w jednej ze szklanek, a znajdujący się w niej płyn zaczyna znikać. Mrugasz z niedowierzaniem.
– Radzę ci trzymać się z dala od tych gości, przybyszu – mówi Shara Sześć-Ostrzy z lekko drwiącym uśmieszkiem. – Jakkolwiek rzadko wpuszczam do mojej tawerny typów ich pokroju, kiedyś… zajęli się kilkoma kłopotliwymi osobami, które wykraczały poza moje możliwości. Czasami z wdzięczności za ich przysługę daję im kolejkę Krwawego Abiszajskiego, ale lepiej na nich uważać.
Już masz zapytać o więcej, kiedy rozlega się donośny, melodyjny głos.
– Uwaga, moi mili! Zaśpiewam pieśń o śmiechu i łzach, o wojnie i pokoju. O człowieku, który tak przywiązał się do życia, że zginął z własnej ręki! Zaśpiewam o tym, który zstąpił do sfer przeklętych w poszukiwaniu zbawienia; który dążył do samozniszczenia, by inni mogli żyć. Zaśpiewam pieśń, która sprawia, że anioły płaczą, a furie lamentują. Zaśpiewam pieśń – tu robi przerwę – o Bezimiennym.
Odwracasz się w stronę sceny, gdzie na krzywym taborecie siedzi z podniesioną ręką piękny, złotoskóry anioł. Jego rozpostarte skrzydła mienią się wieloma barwami. Ma na sobie śnieżnobiałe spodnie zebrane w pasie srebrną szarfą, a pod ramieniem chowa lirę. Po chwili podnosi ją i zaczyna grać szybką, pełną smutku melodię, po czym robi kolejną dramatyczną pauzę. Ciężka jak cetnar ostatnia nuta rezonuje pośród ścian tawerny, natychmiast uciszając tłum.
– Ano, a o którym „Bezimiennym” mowa? – dobiega z rogu tawerny opryskliwy głos. Nie jesteś w stanie dostrzec, do kogo należy. – Czy to ten sam, o którym mówią „Człowiek-Bez-Imienia”? A może to „Ten, Którego Imienia Nie Można Poznać”?
Bar wypełniają wybuchy śmiechu, od dźwięcznego chichotu po wężowe syki, niskie porykiwania i dziwny dzwoniący dźwięk, którego nie rozpoznajesz. Dzierżyciele ciężkich kufli zaczynają uderzać nimi o stoły, a ci ze szklanicami klaszczą lub klepią się po kolanach.
– A może zaśpiewa o „Tym, Którego Istnienie Jest Tak Przerażające, Że Na Samą Myśl O Nim Wybucha Ci Głowa”? –wtóruje inny głos, wywołując kolejne salwy śmiechu. Tym razem to młoda kobieta z kwiatami we włosach, w sukience, która wygląda na uszytą z płatków róż.
– Coo? Który to? – pyta mężczyzna obok ciebie. Przypomina humanoidalną świecę – jego głowę spowijają płomienie, które dziwnym trafem nie imają się ubrania.
– Słyszałem… o tym Bezimiennym – intonuje stary głos. Należy do mężczyzny stojącego za barem. Jego długie, szczupłe palce ściskają starannie zapisane papiery. Pociągłą, bladą twarz zakrywa dziwny kaptur, przez który jego głowa i ciało wydają się jednym – wielkim jajkiem. Wygląda ci na księgowego. – Słyszałem… legendy o tym, który chodził pośród sfer, nieśmiertelny, porzucony przez samą Śmierć.
– Śpiewasz o Człowieku Wielu Śmierci? – pyta kobieta z włócznią, przyciskając kubek do piersi. Jej głos jest surowy i pobrzmiewa w nim drwina. – Słyszałam o nim od leżącego w odrętwieniu pijaka. Opowiadał o człowieku, któremu służyli mężczyźni i kobiety, a on używał ich jak narzędzi i odrzucał, gdy tylko się zużyli lub zepsuli.
Z miejsca położonego nieco z tyłu wysuwa głowę chochlik. Z jego małego ramienia zwisa przewieszona sakiewka.
– Ten, Który Umarł Więcej Niż Raz? Skamieliny kruszeją ze starego wieku, a ja mam co jeść i palić, dobry człowieku!
Deva uśmiecha się i przytakuje.
– Śpiewam o nich wszystkich. I o żadnym z nich, drodzy przyjaciele. Jestem Oudilin Ovariis, bard i zbieracz historii.
– Raczej mitów! – ponownie rozbrzmiewa pierwszy, szorstki głos. Widzisz, jak na jeden ze stołów wskakuje niski humanoid. To zapewne krasnolud – słyszałeś o tej rasie podziemnych stworzeń, ale według znanych ci opisów powinien być nieco wyższy. – Na tym skończonym zadupiu codziennie opowiada się tysiące bajek i plotek. Mówię wam, to kolejna skrzynia pełna gnoju!
Przez tłum przetacza się pomruk aprobaty.
– Gnoju?
– Gnoju! Gnoju po DWAKROĆ!
– Ale…
– PO TRZYKROĆ!
Deva robi krótką przerwę, by dać tłumowi się uspokoić. Krasnolud dyszy i niemal toczy pianę z ust.
– Jak się zwiesz, przyjacielu? – pyta anioł.
– G’mir!
Kolejna przerwa.
– G’mir? G’mir Karłowaty Krasnolud? – pyta włóczniczka. – Wściekły barbarzyńca? Ten, który zgładził Arcywładcę Demonów Gulathomona po tym, jak wrzucono go w wir walki? – Masz wrażenie, że słowo „wrzucono” zostało użyte w zupełnie dosłownym znaczeniu.
Usłyszawszy niezbyt pochlebny przydomek, krępy wojownik łypie groźnie i obnaża zęby. Kolejny wybuch powstrzymuje w ostatniej chwili uspokajający gest dłoni devy. Mężczyzna odkłada lirę na taboret, a w jego ręce w obłoku kurzu pojawia się niewielka brązowa książka. Podnosi ją i pokazuje wszystkim. Na okładce widnieje dziwny spiczasty symbol, a garbowana skóra jest mocno wytarta i w wielu miejscach poplamiona krwią. Widać jednak, że całość zszyto z wyjątkową precyzją.
– A to co? – pyta podejrzliwie G’mir.
– To – zaczyna mówić deva, gestykulując i uśmiechając się – jest twój gnój. Zaginiony dziennik Bezimiennego.
– Bzdura! – grzmi znajomy już głos. – To niedorzeczne. Mamy uwierzyć, że jakaś stara książka jest dowodem na istnienie człowieka, który rzekomo żył niezliczone lata temu? Ten strzępek legendy ma się przez to stać bardziej prawdziwy?
Tłum ponownie wyraża aprobatę dla słów Karłowatego Krasnoluda. Widać, że nie wierzą devie, ale wszyscy jak zaklęci wpatrują się w książkę.
Oudilin szeroko się uśmiecha.
– My, devy, jakkolwiek silni w wierze, nie utraciliśmy rozumu, przyjacielu krasnoludzie. Osobiście otrzymałem ten wolumin od starego mentora, który służył Kylae, Bogini Prawa. On z kolei uzyskał go od starego mędrca, który ukradł go z Prywatnej Biblioteki Wszystkowidzącej Solten. Wszyscy uznali go za prawdziwy dziennik Bezimiennego. Wciąż byłem sceptycznie nastawiony, więc wybrałem się daleko, aż do miasta Noronde o srebrnych iglicach, gdzie tysiąc widzących, a każdy z tysiącem oczu, potwierdziło jego pochodzenie. Poleciałem do Cytadeli Lem’Faal, by spotkać się z dzieckiem, które odczytywało wizje poprzez dotknięcie przedmiotu. Zszedłem do płonących brzegów Baator, by porozmawiać ze Słupem Czaszek. Wszyscy stwierdzili, że ten dziennik jest prawdziwy.
Po monologu devy następuje dłuższa cisza. Goście wyraźnie biją się z myślami – w końcu jeśli nie możesz zaufać mieszkańcowi nieba, to komu innemu? Z drugiej strony w Sferach widywano już dziwniejszych osobników niż kłamliwy anioł.
Siedząc przy barze, zauważasz, że Shara Sześć-Ostrzy napełnia kolejną czarę wina i podaje kelnerce. Dziewka zanosi ją Oudilinowi i odbiera od niego pustą czarę.
Driada, która już wcześniej się odzywała, przytakuje devie.
– Prawda czy nie, może być z tego frapująca historia. W końcu nie musimy wierzyć w historię, żeby czerpać z niej przyjemność.
Oudilin z szacunkiem kiwa głową do akompaniamentu pomruków tłumu.
– A więc zaczynam.
Reszta - patrz pierwszy post...
"Przetrwałeś długo, nieśmiertelniku, ale stałeś się ofiarą stworzenia, któremu na imię życie."
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość