Reguła Trzech - Sesja Archiwalna

Podręcznikowo - literacki świat Planescape: książki, akcesoria, świat zewnętrzny, konstrukcja sfer.

Moderatorzy: Moderator, Global Moderator

Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Ifryt - Zaafanawi ibn Belbiad

Tajemniczy sześcian. Czy nie o czymś takim opowiadał Nimish? Jak go dotkną to gdzieś się przeniosą? Do piekieł?

- Co to jest? - zapytał się Kardena - Wiesz może coś o tym obiekcie?

Jim zwrócił ich uwagę na nieznajomego jegomościa, który im towarzyszył. ("Dlaczego on go zauważył a nie ja?!") Tak, to był jakiś trop. Może coś, kogoś widział? W końcu jakoś ta skrzynka musiała tu trafić. Może odkryją jakichś świadków tego wydarzenia...

Kot Zaafanawiego jeżył się i prychał w nieoczekiwanych momentach. Wyczuwał przeciwnika? Strefy wpływów? Ogólnie zachowywał się jakby to olbrzymie rumowisko stanowiło tylko iluzję zakrywającą prawdziwą rzeczywistość.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Gantolandon - Karden

- Niewiele - mruknął w odpowiedzi krasnolud - Ino to, że biesy walczące na Wojnie Krwi przechowują se drzazgi, żarcie i inne takie właśnie w czarnych sześcianach. A czasem, jak głosi śpiewka, i cenniejsze rzeczy. Tak czy inaczej, wątpię aby tam była skrzynka, której szuka Czerwona Śmierć. Nie dotykamy tego.

Odwrócił się od Zaafanawiego, dając do zrozumienia, że zakończył już temat. Teraz interesował go ten tajemniczy człeczyna. Z chęcią ruszyłby jego śladem, ale coś mu mówiło, że odłączanie się od grupy nie będzie najrozsądniejszym rozwiązaniem. Nie to, żeby mogli we trójkę stawić czoła Kadyxowi. Po prostu stwór na pewno będzie czekał na to, aż się rozdzielą.

- Chodźmy w stronę tamtego skurla. Ino ostrożnie. I cicho.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

ShadEnc - Jim Anderson

- Poszedł sobie. Możesz próbować go szukać, ale stawiam najlepszą żywicę, na którą nota bene mnie nie stać, że go nie wytropisz. To nie byle skurl, a prawdziwy cwaniak. Jeden z tych, co płacą trzy dychy - rzucił Jim słysząc słowa Kardena. Woń piżma, jaka jeszcze przed chwilą docierała do jego oczu, zanikła już całkowicie. Kisielowate powietrze Śniedzi emanowało zbyt silną morfą, by morfa śmiertelnika przetrwała w niej jako pozostałość po obecności, swoisty trop.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Hekatonpsychos

Śniedź

Czas poplątał drogi
Jest łagodny i beztroski
Ma zielone kocie oczy
Tak samo jak Ty.
Coma "Sto tysięcy jednakowych miast"

Poza dziedzińcem Zbrojowni to było najgorsze miejsce, w Sigil. Straszliwa morfa rzezi unosiła się w powietrzu, nasycając sobą wszystko wokół. Nauczyliście się już ignorować „wizje”, jakie was zewsząd atakowały. Niekiedy tylko szarpaliście się to w lewo, to w prawo zaczepiani przez straszliwe stwory, które wyzionęły ducha wiele wieków temu. W zasadzie, pomyślał przelotnie Jim kryjąc głowę w ramionach, przed nadlatującym niby-pterodaktylem, dałoby się tu żyć. Przynajmniej ładnie pachnie. Rzeczywiście, słodkawa woń cynamonu wypełniła Wam wszystkim płuca. Do tej pory omamy wywoływane przez morfę nie były zsynchronizowane. To co widział, czuł, słyszał jeden z Was, nie było dostępne zmysłom drugiego. Ale zapach poczuli wszyscy. Wyraźną, odcinającą się od eksplodujących w Waszych nozdrzach zapachów, woń słodkiej przyprawy, tak cenionej choćby przez Zaafanawiego. Zresztą, to właśnie na twarzy kupca rozlała się mina prawdziwej rozkoszy. Przymknął oczy, wyszczerzył lekko zęby i prawie nie zwracał uwagi na drut kolczasty szorujący po jego skórze, wgryzający się w mięso i chroboczący po kościach. Nic a nic, liczył się tylko zapach świeżo startego cynamonu. Karden zaś węszył wokół starając się za wszelką cenę zignorować potężnego biesa raz za razem chlaszczącego go skręconym ze stalowych nici pejczem. Słyszał coś o zapachu cynamonu w Śniedzi ale za cholerę nie mógł skojarzyć, co to było.
Poza atakującą z prawdziwą furią morfą mieliście także problemy z poruszaniem się po samej śniedzi. Nikt nigdy nie uprzątnął tego bałaganu. Żadna z pań na poczekaniu nie zaglądała w te okolice, by naprawić nieprawdopodobne wręcz szkody wokół. Spore części kamienic pokrywały i tak już wolne uliczki. Ostre kamienie, fragmenty dachówek a czasami i dziwaczne pręty wystawały z nierównego podłoża jakby tylko czekając na nieuważny krok podróżnika. Naraz, przystanęliście.
W sporym zagłębieniu przypominającym nieco lej po bombie (skąd wzięliście to słowo?) dostrzegliście ciemny kształt. Bystre oczy Kardena i Zaafanawiego błyskawicznie rozpoznały w nim szkatułkę niewielkich wymiarów. Od wypełnienia zadania dzieliło Was dosłownie dwadzieścia kroków (taki bowiem był promień leja). Jedyną „przeszkodą” – jeśli można było użyć tego słowa – stanowił okrąg usypany z białoszarego materiału. Jim jako pierwszy tym razem rozpoznał w nim kości. Okrąg o średnicy sześciu stóp, skrzyneczka na środku, szalejąca Wojna Krwi w Waszych głowach i coraz bardziej duszący zapach cynamonu.
Tak właśnie wyglądała grupka samozwańczych śmiałków w domenie Kadyxa.
I tylko onyksowooki kot wściekle parskał i pomiaukiwał żałośnie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Gantolandon - Karden

Krasnolud rozejrzał się wokół z dziwną bojaźnią. W zasadzie nie wiedział, co się z nim dzieje. Powinien był jak najszybciej chwycić za skrzynkę i uciekać z tej przeklętej okolicy, nim będzie za późno. Coś tu jednak było nie tak. Przede wszystkim ten zapach. Dziwna rzecz, ale słyszał coś o tym. O zapachu jakiejś przyprawy na Śniedzi i to, że był to cynamon. Z tym, że z powodu stresu nie miał jak sobie tego przypomnieć. Wiedział jedynie jedno - to nie jest dobry zapach.

I ten kościany krąg... jako żywo przypominał mu ochronę założoną przez jakiegoś potężnego maga. Obejrzał się czym prędzej na Jima i Zaafanawiego i ujrzał parskającego, miauczącego żałośnie kota.

To bydlę wie, że nadchodzi niebezpieczeństwo, przemknęło mu przez myśl. Włos zjeżył mu się na głowie, bo tutaj mogło to oznaczać tylko jedno... Kadyx tu jest. W mgnieniu oka przypomniały mu się opowieści słyszane przy kuflu żywicy. Tam, gdzie znajdowano zwłoki, zawsze unosił się silny zapach cynamonu. To był jego zapach. Obserwował ich zatem. Czaił się w pobliżu. Skrzynka zapewne miała być po prostu przynętą.

Miał tylko nadzieję, że ci dwaj również zdają sobie z tego sprawę... i że nie dadzą po sobie tego poznać. Nawet natychmiastowa ucieczka nie dawała im szansy. Chyba, że...

Czy Kadyx potrafi latać? Zapewne nie. Zapewne daliby radę nawet chwycić skrzynkę i unieść ją ze sobą już z powietrza. Tylko jak dać tym skórogłowym to do zrozumienia bez alarmowania wroga? Pozostawał też problem kręgu. Czym on był? Magicznym zabezpieczeniem?

- No to... - z przerażeniem stwierdził, że ledwo może wydobyć z siebie głos. Odchrząknął i zaczął głośniej - No to możemy brać to dziwne jajo i odśmiać się stąd *lotem* ślizgowym - to najważniejsze słowo zaakcentował i spojrzał błagalnie na Zaafanawiego. Liczył, że czaromiot skuma, o co mu chodzi. I że ma odpowiednie czary - Ino... pierwej powiedzcie mi, czy ten krąg nie ma w sobie jakiej błyskawki.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

ShadEnc - Jim Anderson

- Dziwne. Cholernie dziwne. Widzę robaka, widzę nawet linkę, wędkę i głuszak, ale gdzie jest wędkarz – powiedział Jim, wpatrując się w kościany krąg i leżącą w jego centrum skrzynkę. Zmrużył oczy, zmarszczył czoło, po czym zaklął cicho. Obchodził powoli lej, wpatrując się w bielejące na wypalonej ziemi kości, starając wyczuć obce zapachy. Niestety, wszechobecna woń cynamonu, zapowiadająca spektakularną, barwną i bez wątpienia rychłą śmierć z pazurów i szczękoczułek jakiś groźnych potworzysk, efektu chorej wyobraźni jakiegoś zdeprawowanego bóstwa (Jim nagle przystanął, starając się rozgryźć, dlaczego nagle pojawiło mu się w głowie słowo „Gygax”?) tłumiła wszelkie inne zapachy, tłumiąc przy okazji inne zmysły.

- Dobra, nie ma się co czaić. Jeśli to pułapka, to i tak nie wyczaimy jakiej natury. Sądzę, że takiej, która zmusza stać tu i patrzeć się na skrzynkę aż do śmierci głodowej – powiedział Jim, patrząc na pozostałych. – Ktoś to musi zrobić i wychodzi na to, że tym kimś będę ja. Jakby się coś działo, lećcie do chaty Doomnusa. – dodał, szykując się do czaromiotania.

Chwilę później obok Jima pojawił się niewielki muł.

- Wabik jest. Teraz czas na mnie – rzekł, strzepując z rękawów iskry, standardowy efekt uboczny rzuconego w pośpiechu zaklęcia.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Ifryt - Zaafanawi ibn Belbiad

Cóż, przynajmniej ładnie pachniało. Czy taki zapach miała śmierć? Ciekawe co się czuło, gdy się umierało? Ciekawe kiedy będzie miał okazję to sprawdzić? Ciekawe co jest w skrzynce?...

Jim sprawnie zabrał się za czarowanie. Zaafanawi nie mógł być gorszy. Dostrzegł błagalne spojrzenie Kardena i pomyślał, że jest jeszcze nadzieja dla tego krasnoluda. Zaczął delikatnie, ściszonym głosem splatać sylaby zaklęcia. Gdy było już prawie gotowe, pacnął go lekko w ramię. W tym momencie Ponurak poczuł, że może fruwać. Nogi oderwały się od ziemi, a on poczuł się lekki niczym piórko. Poza tym wyczuwał, że może poruszać się szybciej niż najściglejszy rumak - ucieczka przed pościgiem w obecnym stanie byłaby dziecinnie prosta. Tak, o czymś takim rycerz pocztowy zawsze marzył.

Podobne zaklęcie grubas zafundował także sobie. Oderwawszy się od ziemi, jego masywne ciało było równie lekkie jak u zwiewnej sylfidy. A poza tym prosty lot w górę mógł z łatwością wyrwać ich z tej dzielnicy strachu. Były sytuacje, gdy niezwykły układ miasta okazywał się bardzo wygodny.

Dla Jima już nie starczyło Lotu. On miał kruka i własne zaklęcia. Chyba sobie jakoś poradzi. A gdy będzie miał problem z udźwignięciem skrzynki, Zaafanawi z przyjemnością dołączy ją do swojej kolekcji chustek. Cynamonowa skrzynka obok cynamonowej szarlotki... To będzie nawet zabawne.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Gantolandon - Karden

Nareszcie! Tego właśnie potrzebował. Nienawidził wysokości, ale w tym momencie ucieszył się, jak jego stopy oderwały się od ziemi. Na próbę wzniósł się nieco, a potem opadł. Świetnie, świetnie. Wyglądało na to, że będą potrafili się stąd wyrwać. Ale wpierw trzeba było zdobyć to cholerstwo. Może i Jim się za to brał, ale on nie miał latać, zatem...

Tak, to zadanie dla mnie, pomyślał krasnolud.

Bez żadnego ostrzeżenia zanurkował w stronę skrzynki, wyciągając ręce. Miał pewność, że jeśli przeleci nad tym kręgiem, nic mu się nie stanie. A potem wszyscy będą mogli stąd uciec.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Hekatonpsychos

Śniedź

Lewa jego ręka pod głową moją, a prawica jego obejmuje mnie.
PnP 2:6

Gdy Jim rzucił zaklęcie powietrze przed nim zawirowało. Przez moment na kamiennym podłożu pojawił się wyraźnie zdziwiony muł.
- Wabik jest. Teraz czas na mnie – rzekł czarodziej, rzucił zaklęcie niewidzialności i zniknął.
Podobnie jak mdlejący ze strachu muł. Czar z jakichś nieznanych Andersonowi przyczyn nie wyszedł.
Wtem do akcji wkroczył Karden. Krasnolud niezdarnie odbił się od ziemi, po czym spłynął na dno leja. Tam zapach cynamonu był nie do zniesienia. Kręciło w nosie tak bardzo, że karzeł zaczął się obawiać, że lada moment kichnie. Niesłusznie. Dotarł na krawędź okręgu bezszelestnie, wyciągnął rękę, pchnął się ku skrzynce całą siłą woli.
A świat wokół eksplodował.
Krasnoludzki rycerz pocztowy obserwował wszystko jakby stał obok. Z bliżej nieokreślonych przyczyn zabrakło mu w rękach posypanej solą prażonej kukurydzy. W myślach wodził ręką w poszukiwaniu jakiegoś napoju. Ale oczu nie mógł oderwać.
Kamienie, żwir, zmielone na pył kości uderzały go niczym szrapnele (hę?). Podmuch był tak silny, że krasnolud poleciał do tyłu. Ku towarzyszom. W ostatnim jednak odruchu, szaleńczym gestem zacisnął dłoń wokół uchwytu na skrzynce. Poczuł lekkie ni to szarpnięcie ni ukłucie, po czym zasunął za sobą skrzętnie zasłonę nieświadomości.

Jim patrzył z niedowierzaniem w punkt, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się muł. Rozbuchany umysł samowolnie podpowiedział mu historię tego zwierzęcia. Wędrowało zapewne ze swoim panem po bezkresnej pustyni jakiegoś gorącego państwa, niosąc na twardym grzbiecie część dobytku. Pan przezornie nie usiadł na nim tego dnia. Większość towaru niosły zresztą dwie małżonki i biedny muł musiał dźwigać jedynie bukłaki z wodą, paszę i nieco pieniędzy. Nagle puf! Mężczyzna został, bukłaki, pieniądze i pasza też – nawet żony zostały, choć ich zniknięcie akurat ucieszyłoby pana. Ale osiołek zniknął. Puf i nie ma osiołka. A potem podobne puf – i osiołek znów jest. Zafajdany ze strachu, ale jest.
Jakaż radość musiała ogarnąć rodzinę…
Z absurdalnych rozmyślań wytrącił Jima Jack i Zaafanawi. Gruby mag westchnął a kruk cicho zakrakał gdy ciało Kardena wyleciało z powstałej nagle chmury gruzu i mocno uderzyło o wystającą z ziemi iglicę – najprawdopodobniej pozostałość po jakiejś wysokiej kamienicy.
Szkatułka nie doleciała tak daleko. Turlała się po ziemi, turlała, aż zaryła w żwirze pod stopami Zaafanawiego. Na uchwycie wciąż była zaciśnięta dłoń i spory fragment krasnoludzkiego przedramienia. Drgały konwulsyjnie, ale nie rozluźniały uchwytu. Zaafanawiemu wydawało się, że słyszał ponury śmiech z głębi opadającej już chmury pyłu –mignął też chyba cień niknący we wnętrzu leja. Zbyt krótko jednak, by rozróżnić jakiekolwiek szczegóły. Kto by się zresztą przejmował takimi szczegółami! Ktoś odrąbał (a konkretniej odciął z zadziwiającą dokładnością) rękę Kardenowi. Rękę! Żywą, ruszającą się, krwawiącą rękę!
Jim nie myślał. Działał. Najpierw ręka. Jednym, gwałtownym ruchem chwycił za nadgarstek. Drugim rozgiął krótkie, krasnoludzkie palce. Trzecim był pierwszy z kilku susów, jakie dzieliły go od Kardena (pożałował, że nie mógł przebyć tego dystansu na cwałującym mule). Potem – zupełnie bezmyślnie przystawił kikut do oderwanej kończyny. Oderwał dłonie i otworzył usta na cała szerokość. Gdyby nie paskudna blizna przebiegająca wzdłuż przedramienia karła, możnaby pomyśleć, że nic się nie stało. Ręka krasnoluda była cała!
Tylko jakby czasu nagle zabrakło.
Zaafanawi podniósł Skrzynkę, oglądając nią z mieszaniną obrzydzenia i chorej fascynacji. Pięknie zdobiona, groteskowo czarna szkatułka, nęciła morfą tajemniczości. Pieściła pragnienia i próżność – kusiła nieznaną zawartością. Kupiec przytulił ją do siebie niczym matka dziecko i szeptał cichutko kojące słowa.
- mój ssssskarbie…
Ukłucie ostrych zębów kota na łydce wyrwało go z przedziwnego transu. Spojrzał przed siebie i zbladł. Z głębi Śniedzi zbliżało się do nich stado przedziwnych ptaków. Nie, nie ptaków – pozbawionych ciała głów zaopatrzonych w nietoperze skrzydła. Po prostu przegląd mody katowskiej! Korpulentny kupiec zbiegł z leja dopadł do Jima, który właśnie pomagał wstać otumanionemu i mocno poobijanemu Kardenowi. Cudownego ozdrowienia nie widział. Tymczasem, do uszu wszystkich dotarły okrzyki Wargulców. Dzieliło Was od nich nie dalej niż pięćdziesiąt stóp. Ucieczka była naprawdę wątpliwa. Z tego co się zdążył zorientować ibn Belbiad, bestii było co najmniej tuzin. Zaraz, za moment wychyną znad gruzowej grani i rozszarpią Was na miejscu.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Ifryt - Zaafanawi ibn Belbiad

Nie było chwili do stracenia. Poza tym chyba właśnie czegoś takiego przez cały czas się spodziewali. Zaafanawi chwycił pod jedną ramię skrzyneczkę, pod drugą kota i krzycząc na Kardena wyprysnął w górę pędząc ze wszystkich sił magicznych mocy.

- Za mną!

Jim pozostawał niewidzialny, więc powinien sobie poradzić na ziemi. Poruszający się szybko mag i krasnolud powinni skutecznie odciągnąć napastników.

Coraz wyżej i wyżej. Czarodziej upajał się lotem, a poza tym był bardzo Ciekawy, jakie uczucie będzie towarzyszyło przemieszczeniu się z jednej połówki torusa na drugą. No i z pewnością trafią do jakiejś lepszej dzielnicy niż ten obmierzły Ul!
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Gantolandon - Karden

Już był wewnątrz krateru, już witał się ze skrzynką...

...gdy nagle obsypały go odłamki. W jego dość skołowanym w tej chwili umyśle zaczął się zastanawiać, kto go nimi obrzucił (może jakieś dzieciaki? na moment w jego głowie pojawiło się też słowo "demonstracja"), gdy nagle zapadła ciemność.

Po chwili otworzył oczy. Głowa bolała go niesamowicie. Ręka, co dziwniejsze, też.
- Idź w Labirynty - warknął do kogoś, kto właśnie potrząsał go za ramię - Skacowany jestem, chwilę chce pospać
Natręt nie przestawał. Krasnoluda zaczęło to denerwować.
- Słuchaj no... - zaczął, otworzył oczy i zmartwiał. Ku nim nadciągało stado latających głow. Zdarzyło mu się słyszeć o wargulcach, ale nigdy w życiu nie miał okazji ujrzeć żadnego na własne oczy. Teraz mu się udało, ale nie był z tego powodu najszczęśliwszy.
- Za mną! - krzyknął Zaafanawi. Karłowi nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Przypomniał sobie, że może latać i czym prędzej wzniósł się w górę, zapominając nawet o upewnieniu się, gdzie skrzynka. Ze wszystkich sił starał się teraz dogonić grubego kupca, pamiętając o zasadzie, że nie zawsze trzeba być najszybszym ze wszystkich - wystarczy być szybszym, niż najwolniejsza z osób.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

ShadEnc - Jim Anderson

Ruszę się i po mnie. Wyczują strach, wyczują ofiarę, wyczują krew a potem poczują mięso. Lepiej chyba będzie jak będę udawał, że mnie tu nie ma - pomyślał Jim, zastygając w bezruchu. Aktem woli nakazał Jackowi lecieć razem z pozostałymi, sam zaś zastygł w bezruchu, z dłońmi splecionymi do pierwszej figury jedynego zaklęcia ofensywnego, jakie miał na podorędziu.

Plan prawie się udał. Wargulce, zachęcone do pościgu przez kraczącego najbardziej soczyste obelgi, na jakie było go stać Jacka, ruszyły w pościg. Wszystkie prócz jednego, który obserwując okolicę krążył wokół leja, węsząc za ukrytym czarownikiem. Jeszcze pięć metrów i mnie znajdzie, cholera... - pomyślał Jim - cztery, dwa, jeden... - Nagły hałas, jaki wydaje kupa cegieł padająca na rumowisko przyciągnął uwagę potwora. Skrzecząc, puszczając z paszczy zielony dym (Jim poczuł przez moment w nosie zapach mięty - z niewiadomych przyczyn pojawiło mu się w głowie słowo "Orbit") ruszył w kierunku źródła dźwięku. Jim tymczasem począł oddalać się od leja.

Przysiągłbym, że poczułem piżmo, jak te cegły spadały na ziemię - powiedział w myślach sam do siebie, kierując się w stronę granicy Śniedzi.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Hekatonpsychos

Karden i Zaafanawi ibn Belbiad

I believe I can fly
I believe I can touch the sky
I think about it every night and day
Spread my wings and fly away
R Kelly "I belive I could fly"

Pędziliście co sił w głowach (?) byle dalej od Śniedzi, byle dalej od Wargulców. Ale one leciały, leciały wciąż za Wami, niczym psy, które wywąchawszy ofiarę, nie odstąpią od jej tropu ani na krok. Aż ofiara padnie. Albo aż padną one.
Zaafanawi zastosował ciekawą strategię. Wznosił się coraz wyżej i wyżej, ku osi torusa. Nagle z prawej strony dostrzegł blask. Zbyt mocny, by wychwycić jego źródło, ale na tyle intensywny, by na chwilę zwolnić. Tę chwilę wykorzystał Karden wyrównując lot z kupcem.
- Psia jego mać, jebaniutkie, wciąż nas gonią!
- Ech… - westchnął kupiec i wzniósł się jeszcze wyżej.
Naraz, coś przed Wami zafalowało. Nie, to tylko zagęszczone powietrze. Zbliżaliście się do górnej granicy wpływu morfy Śniedzi. Wasze dusze zresztą odczuwały podobnie. Jeszcze tuż nad ziemią z trudem rozróżnialiście narzucone Wam przez miejsce wizję od prawdziwych napastników. Tutaj w powietrzu wciąż rozgrywały się setki potyczek. Skrzydlate biesy krzyżowały oręż także nad ziemią. Także tutaj dokuczały Wam i raniły dotkliwie. Zastanawialiście się, jak sobie z tym radzą Wargulce?
Karden wpadł w gęstniejące powietrze dokładnie w momencie, w którym usiłował wyszarpnąć oścień z trzewi. Nagle jego dłonie zamknęły się, a on sam skonstatował, iż nie ma nic w ręku. Byliście poza Śniedzią. Nadal wystawieni na działanie tajemniczego blasku, którego źródło pozostawało gdzieś poza Klatką. Nadal widoczni dla nacierających z tyłu latających głów, które jednak z coraz większym trudem i mniejszym przekonaniem machały skrzydłami. Wydawało się, że zagrożenie minęło.
- Uff… - mruknęliście obaj.
Adrenalina powoli opuszczała Wasze żyły. Wraz z chwilą osłabienia towarzyszącą końcu każdego wysiłku rozejrzeliście się wokół. Było pięknie. Naprawdę pięknie. Torus obracał się majestatycznie wokół Własnej osi. Widzieliście przepiękny pałac nad którego dachami latały łabędzioskrzydłe istoty. Dostrzegliście maleńkie z tej perspektywy Więzienie i Zbrojownie. Kuźni nie widzieliście, skrywał ją zbyt gęsty całun dymu rozjaśniany od czasu do czasu wybuchami we wnętrzu budynku. Karden natychmiast namierzył Dom Bramny. Z tej perspektywy rzeczywiście wyglądający jak rzucona na brudną ziemię (a tak jawił się z góry cały Ul) korona z ciemnego materiału. Machnął na kupca i zaczął obniżać lot, trzymając się jednak w stosownej odległości od granicy Śniedzi.
Choć Wargulce zaprzestały pogoni wbrew podejrzeniom o ich gończą naturę, Zaafanawi nie przestawał czuć się wręcz boleśnie wystawiony na ciosy z zewnątrz. Obecność niewidocznego zagrożenia nie zmalała, ale wręcz wzrosła po opuszczeniu Śniedzi. Co gorsze, stan ten nie zmieniał się ani na chwilę.
Karden parsknął na widok maga, który pod jedną pachą trzymał prychającego kota, w drugiej zaś miał zawiniątko. Jego zawartości złodziej mógł się tylko domyślać. Zaraz się tym zajmę powiedział do siebie w myślach, tylko stanę na nogach, w powietrzu jakoś gorzej mi się myśli.
Obrali kurs na krawędź Śniedzi – a konkretnie okolice Ściany...

Jim Anderson

Przez żołądek do serca
Popularne przysłowie

Nigdy nie przypuszczałeś, że marsz z toporem w plecach może być równie uciążliwy. Pewnie miał na to wpływ fakt, że raz za razem toporzyskiem potrząsał niewielki demon, klnąc przy tym siarczyście i złorzecząc. Takie życie potrząsnąłeś ramionami (usiłując przy okazji wyrwać topór - nieskutecznie) i ruszyłeś dalej. Zobojętnienie na morfę miejsca przychodziło Ci coraz łatwiej. Od czasu do czasu tylko podskakiwałeś, gdy kolejny wybuch wstrząsnął okolicą. Coś jakby okopy, pomyślałeś nim ruszyłeś w dalszą drogę. Ściana kisielu zbliżała się na szczęście szybko. Na szczęście topór wypadł z pleców i teraz odczuwałeś jedynie nieprzyjemności płynące z posiadania głębokiej, otwartej rany biegnącej wzdłuż kręgosłupa. Doprawdy drobiazg. Jeśli tylko przyjmie się, że to nie istnieje, to nie przeszkadza tak bardzo.
Dotarłeś do ściany.
Tym razem perspektywa niemal się nie zmieniła. Może odrobinę. Nieważne. Stałeś przed wysoką na kilkanaście stóp ścianą. Grubą ścianą dokładnie pokrytą pismem. Najróżniejszym. Podszedłeś kawałek bliżej, przyjrzałeś się i zacząłeś bezwiednie rozszyfrowywać zapiski. Nie byłeś sam. Nieopodal to samo robił bariaur. Jeszcze dalej wysoka, czteroraka istota coś skrobała na chropowatej powierzchni (używając wszystkich rąk).
- No po prostu Kod DaVinciego! – mruknąłeś, po czym niewidzialny (a jakże) podszedłeś do dziwadła.
Cztery przepisy na sernik. To właśnie notowała istota. Cztery przepisy na sernik!
Załamany i dziwnie osłabiony osunąłeś się na brudną ziemię Ula. To miasto to jeden wielki dom wariatów, sapnąłeś i gestem woli przywołałeś Jacka, który latał gdzieś po okolicy.
Zanim doczekałeś się Chowańca z nieba sfrunęli Twoi dwaj towarzysze, płosząc samozwańczego geniusza kuchni, który podpisał swoje dzieło imieniem Maackuowitch.
Durne.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Gantolandon - Karden

Gdy tylko wylądował na ziemi, odetchnął z ulgą. Wreszcie porządny grunt. Miał wielką ochotę ucałować sigiliańską glebę, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymał. Ludzie w końcu patrzą.
Rozejrzał się i po krótkiej chwili stwierdził, że są w okolicach Ściany. Jakiś czteroręki skurl właśnie odśmiał się, widząc ich nadlatujących. Krasnolud zerknał z ukosa na ścianę i wczytał się w kolejne arcydzieło. Cztery przepisy na sernik... Uśmiechnął się złośliwie, po czym wyciągnął sztylet i popoprawiał cyfry na liście składników. Trójki pozmieniał na ósemki, a jedynki na czwórki. Zadowolony, spojrzał na swoje dzieło. Poprawiło mu to nieco humor, dość popsuty ostatnimi wydarzeniami. Potem opuścił nieco portki i starannie odlał się na niezdarnie wydrapany gdzieś poniżej symbol Znaku Jedynego. Dopiero po wykonaniu tych jakże relaksujących czynności i podciągnięciu spodni, odwrócił się do kupca.
- Pokaż to gówno - mruknął, wsuwając koszulę do portek - Niech no złapię skega. Bo to skrzynka, tak? - spojrzał nagle z obawą, niemal błagalnie, na Zaafanawiego. Miał wątpliwości, czy ten czaromiot potrafiłby znaleźć własną rzyć obiema rękami po ciemku. Na szczęście skinał głową, zatem chyba dobrze wiedzial. Krasnolud tylko odsunął rąbek tkaniny i natychmiast zakrył skrzyneczkę z powrotem.
- Nie będziemy tutaj tego oglądać - zawyrokował - Za mną.
Rozpoczął kolejną już tego dnia wędrówkę uliczkami Sigil. I to nie w stronę Domu Bramnego. Lojalność lojalnością, ale zamierzał się przekonać, co było w tym czymś, za czym tak się nachodzili. Z lekką obawą przyjrzał się widocznym w oddali kolczastym pancerzom, które ujrzał w oddali. Na szczęście Twardogłowi już kogoś prowadzili i nie zamierzali chyba zajmować się kolejną osobą.
- Uwaga! Szansa na kolizję: powyżej 50%! - krzyknął ostrzegawczo dwunożny sześcian, z którym Karden o mały włos się nie zderzył.
- Dźgaj się - warknął, nie zwalniając nawet kroku.
- Odmowa wykonania polecenia. Zaloguj się jako root i ponów próbę - bełkotał kwadron, jednak krasnolud już go nie słyszał. Szedł dalej. Odnalazł w końcu budynek, który niczym z pozoru się nie wyróżniał, poza wydrapaną pozornie bezsensowną serią kółek i iksów. Zastukał do drzwi kilka razy. Otworzyła mu kobieta starsza chyba od samego Asmodeusza.
- Czego? - zapytała niezbyt grzecznie.
- Potrzebujemy nory na ciemń - odparł Karden, wręczając jej wytartą, srebrną monetę. Starucha odburknęła coś i wpuściła ich do ciemnego wnętrza. Krasnolud wkroczył do pomieszczenia, wpuścił pozostałych i zamknął drzwi.
- Tu będziemy bezpieczni - powiedział, gdy kobieta polazła do innego pomieszczenia, wciąż coś mamrocząc pod nosem. Na wszelki wypadek zerknął przez dziurkę od klucza i chyba był usatysfakcjonowany, bo odezwał się w końcu.
- Dobra. Wyciągać to. Przyjrzę się temu, a może i otworzę, jeśli będę miał pewność, że na nas nie krzyknie. Albo nie połamie nam patyków w inny sposób.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Ifryt - Zaafanawi ibn Belbiad

Sigil z lotu ptaka. Tak, to było niezapomniane przeżycie. Czarodziej, gdyby tylko mógł, z pewnością poświęciłby więcej czasu na kontemplację niezwykłych widoków. No tak, ale mieli magiczną skrzynkę na głowie (a właściwie pod pachą - chwilowo).

Przepisy na sernik. Mniam. Ostry jak brzytwa balwierza umysł Zaafanawiego zanotował w pamięci odpowiednie proporcje zanim barbarzyński krasnolud wprowadził swoje autorskie poprawki. Być może w ten sposób mag ocalił od zapomnienia unikatowe dzieło, które mogłoby uświetnić ucztę sułtana. Nie od parady Zaafanawi był handlarzem osobliwościami. Oryginalny przepis na smaczny sernik z pewnością miał swoją całkiem wymierną wartość, jeśli tylko potrafiło się znaleźć odpowiedniego klienta.

Gdyby nie to, że wciąż na odkrycie czekała tajemnica zdobycznej skrzynki, czarodzieja trzebaby siłą odciągać od Ściany. Takie bogactwo wszelakich mądrości! Albo chociaż wyrazów niezwykłych indywidualności. Każdy wpis inny, niosący za sobą masę konotacji - domyślanie się kto, co napisał, w jakich okolicznościach było dla Zaafanawiego świetną zabawą samą w sobie. Ale jak to już była mowa, kanciasty kształt skrzyneczki z czarną dziurką na kluczyk ciągle kusił.

W ciemnej norze kryjówki czarodziej z namaszczeniem postawił swój skarb (ssskarb, jak przez moment zaczął go nazywać w myślach) na środku podłogi. A potem jednak ostrożnie się od niego odsunął. Karden sprawiał wrażenie, jakby lepiej się znał na otwieraniu zamkniętych pojemników (bez klucza). Już mu rączki chodziły by zabrać się do tej roboty. Poza tym Zaafanawiego wciąż nie opuszczało podejrzane uczucie, że ta skrzynka to coś złego (imię niejakiej Pandory przypałętało się skąś czarodziejowi - może to była dawna właścicielka tego obiektu?) - aura magii przywołań, którą wcześniej wykrył mogła przecież np. oznaczać, że co jakiś czas pojawią się przywołani strażnicy zainteresowani zapewnieniem spokoju skrzyneczce. Albo mogło chodzić o coś zupełnie innego. Akurat szkoła przywołań miała tę niezwykłą cechę, że udawało się jej unikać wejścia w pole zainteresowań Zaafanawiego.

Okrągły kupiec zachowując taki dystans, na jaki pozwalały niewielkie wymiary pomieszczenia, w jakim sie znaleźli, dzielił swoją uwagę pomiędzy śledzenie wysiłków krasnoluda, a nasłuchiwanie potencjalnych odgłosów zbliżających się nowych hord.
Obrazek
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości