Reguła Trzech - Sesja Archiwalna

Podręcznikowo - literacki świat Planescape: książki, akcesoria, świat zewnętrzny, konstrukcja sfer.

Moderatorzy: Moderator, Global Moderator

Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Suarrilk - Thanatia Tod

Thanatia Tod popatrzyła za oddalającymi się mężczyznami. Chwilę postała jeszcze na wydmie, oglądajac się niespokojnie. Kto wie, kiedy Vidocq zechce znów uderzyć. Szatański przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości znał nie jedną sztuczkę i potrafił - podobnie zresztą jak ona sama, ale do tego przecież nigdy by sie nie przyznała - zjawiać się znienacka w najmniej spodziewanym momencie, psując ludziom nastrój i bezczelnie rozbijając plan dnia. A Thanatia cały dzień skrzętnie zaplanowała, dodajmy. I złościło ją, że nie wypełniła zadania. żywiła jednakowoż nadzieję, iż co się odwlecze, to nie uciecze, jak powiada przysłowie.

Zgrabnie niczym gazela - pomimo furkoczących falbanek i ciężkich buciorów - zbiegła z hałdy piachu, podążając w kierunku studni, wokół której zgromadzili się towarzysze.

Studnia jak studnia - kamienna (skąd wzięli kamienie pośród tego bezkresnego morza piachu?), stara, trochę nadgryziona zębem czasu (aczkolwiek Thanatia mogłaby przysiąc, że jakimiś bardziej realnymi zębami także). Nic nadzwyczajnego. Mimo to wzbudziła w dziewczynie skojarzenie z tajemniczą Kasetą Wideo. Co prawda, Thanatia Tod nigdy nie widziała Kasety Wideo. Po prawdzie, nie wiedziała nawet, coż owa nazwa znaczy i z jakiego języka została zaczerpnięta. Możliwe, iż kiedyś, gdzieś czytała o niej. W każdym razie jednego była pewna: musiał być to jakiś przepotężny artefakt, ściągający nieszczęście na posiadacza. Wiedziona dziwnym niepokojem, zajrzała nieufnie wgłąb studni, chcąc się upewnić, że nic z niej nie wylezie. żadne szalone dziewczę w bieli, na przykład.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Hekatonpsychos

Wioska

Non sequitur
łacińska sentencja

Dlaczego jest tutaj tak gorąco, przemknęło przez myśl Zaafanawiemu, który w zasadzie bez celu wałęsał się pośród ruin budynków. Większość z domów miała podmurówkę i składała się z solidnych bel, jakże kontrastujących z pustynną okolicą. Dwóch czarociskaczy było tym faktem zdziwionych, pozostała dwójka natomiast ledwie na to zwróciła uwagę. Jim nie mógł tego tak zostawić.
- Zauważyłeś, że ta wieś pasu… pasowała do okolicy jak przysłowiowa…
- Pięść do dupy? – podchwycił zgryźliwy krasnolud – owszem, zauważyłem, a bo co?
- Nic, tak tylko pytam.
- Ech, wy krety. Nic nie kumacie. Pusto macie w grzechotkach, że aż kostki bolą. To, że wioska była tutaj, nie oznacza, że tu ją zbudowali. Mogła powstać gdziekolwiek. Choćby w rzyci Maryni, czy jak jej tam. A potem… potem się jej znikło. Przeniosła się tutaj. Tutejsi skurle musieli zobojętnieć, znijaczyć się, zszarzeć. Glabrezu, czy Barbazu przeniosło ich tu.
- Metroseksualizm rulez! – wykrakał tryumfalnie Jack nieco zaskoczony długością tyrady karła, który jednak bynajmniej nie speszył się jego niezrozumiałym (a jakże!) wtrętem.
- Wioski znikają się i pojawiają. Standardzik – splunął dobitnie zielonkawą flegmą.
- No… i wszystko jasne.
Jim odszedł zamyślony.

* * *


W tym samym czasie Zaafanawi i Thanatia dokonali frapującego odkrycia. Korpulentny mag trzymał w ręku fragment pnia i oglądał go uważnie. Buraczanowłosa dama spoglądała mu przez ramię wspinając się na paluszkach.
- Wypalone od środka? – zastanawiał się ibn Belbiad.
- Zapewne przez jakieś Plugawe Moce.
Okrągły mag tylko spojrzał na towarzyszkę z politowaniem. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że drewno zostało strawione przez ogień od środka. Pierwszy raz coś takiego widział. Wnioskując po minie panny Tod, nie on jeden. Odszukał wzrokiem resztę i nabrał w płuca powietrza, by ich zawołać, gdy nagle dzień przenicował się w noc. Ot tak po prostu. Grafitowa ciemń objęła wszystko we władanie. Do tej pory przyczajone i unieruchomione cienie ruszyły z bezpiecznych kryjówek aż zaanektowały cała rzeczywistość wokół Was. Wyglądało to tak, jakby ktoś rzucił potężne zaklęcie. W powietrzu nie było jednak czuć magii. Tylko naturę. Pokręconą (bo przecież nie chaotyczną w Zewnętrzu) naturę Wieloświata.
- Jasno, ciemno. Ciemno, jasno – wykrakał niepewnie Jack.

Opuszczona wioska

Za wszystko, wszystko Tobie, Boże dzięki:
Za męki serca, których nikt nie słucha,
Za gorycz łez i za trujące wdzięki,
Za zemstę wroga i za potwarz druha,
Za wszystko, w czym mnie oszukało życie,
Za ogien duszy, dzisiaj już w popiele,
Spraw tylko jedno, o Panie w błękicie,
Abym dziękować mógł już dni niewiele
Michaił Jurjewicz Lermontow „Wdzięczność”

Potem usłyszeliście plusk.
Potem następny.
Potem jeszcze jeden.
Ktoś, coś wychodziło ze studni.
- Ever mind the Rule of Three. Three times what thou givest returns to thee. This lesson well, thou must learn. Thee only gets what thou dost earn!
Cisza. Ona też może kaleczyć.
Zwłaszcza trawionych wewnętrznym ogniem. Was. Zaczynaliście płonąć od środka. Coś zrodziło się w Waszych trzewiach i gorzało coraz większym ogniem. Z każdym tchnieniem ubywało czasu. I tylko dziwnie brzmiąca wskazówka (czyżby?) kołatała Wam się w głowach.
Ever mind the…
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Suarrilk - Thanatia Tod

Poniechawszy dalszego badania studni, młoda czarodziejka podążyła za Zaafanawim, by przyjrzeć się pogorzelisku. Z uwagą i zaciekawieniem zlustrowała osmalone resztki wioski. W pewnym momencie korpulentny mag zauważyła, iż dziewczyna wyciągnęła z satynowego worka nieduży zeszyt. Miał on pluszową, cokolwiek już wyświechtaną i przetartą okładkę, która mimo wszystko nadal wywoływała rozbrajające wrażenie. Zwłaszcza zważywszy, iż przedmiot należał do Posępnej Dziedziczki Mrocznych Sił.

Thanatia z namaszczeniem wyrazem niezwykłego skupienia, malującym się na twarzy, otworzyła okładkę. Zaafanawi dostrzegł na karcie tytułowej rysunek: czaszkę tak koślawą i nieproporcjonalną, że każdy znawca anatomii padłby na zawał, ujrzawszy ów twór nieporadnego rysownika. Ponad czaszką wykaligrafowano gotyckim pismem wielki napis, krzyczący błędem ortograficznym: PAMIENTNIK. Przy czym wyglądało to tak, jakby jego twórca wprawdzie słyszał o kaligrafii i zawsze chciał spróbować swych sił w tej dziedzinie, zapomniał jednakowoż doedukować się w kwestii tego, na czym kaligrafia polega. Przekręciwszy z czcią kilka pierwszych kartek, w sposób maksymalistyczny zabazgranych drobniutkim pismem, Thanatia Tod maluteńkimi literkami nagryzmoliła parę słów, wysunąwszy koniuszek języka, ażeby dopomóc sobie w myśleniu.

Tymczasem Zaafanawi kontynuował poprzednie zajęcie. W ten sposób dokonał pewnego dość frapującego odkrycia. Thanatia natychmiast, niczym cień, który po zapaleniu lampy przeskoczył z kąta w kąt, znalazła się u jego boku – nawet nie zdążył zauważyć, jak to zrobiła, po prostu nagle była tuż. Popatrzyła na trzymany przez maga pień.
- Wypalone od środka? – zastanawiał się ibn Belbiad.
- Zapewne przez jakieś Plugawe Moce – odpowiedziała konfidencjonalnym szeptem, rzucając na boki kilka ostrożnych spojrzeń. Pierwszy raz cos takiego widziała. Wprawdzie niegdyś czytała coś o samozapłonach. Nie podejrzewała jednak, by pień był do tego zdolny. Sądziła, że dotyczą one raczej ludzi. Nie zdążyła jednak zagłębić się we wspomnienia, by przywołać jakieś cenne fakty na temat samozapłonów. Nagle dzień przenicował się w noc. A potem usłyszała plusk. Potem następny. Potem jeszcze jeden. Ktoś, coś wychodziło ze studni. Aha! Wiedziałam! – zakrzyknęła w myślach, podrywając się i spoglądając w kierunku studni.

A potem coś zrodziło się w jej trzewiach i gorzało coraz większym ogniem. Jakieś słowa kołatały się po jej oszołomionej głowie, niczym mantra śmierci – a może nadziei? - Ever mind the Rule of Three. Three times what thou givest returns to thee. This lesson well, thou must learn. Thee only gets what thou dost earn! Rozpaczliwie próbowała zrozumieć, co to może znaczyć, zgięta wpół z bólu.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Ifryt - Zaafanawi ibn Belbiad

Błeee. Ale brzuch go bolał. Ktoś nastawiony bardziej poetycznie - Zaafanawi rzucił z ukosa spojrzenie w kierunku panienki o dziwnym kolorze włosów - mógłby powiedzieć, że trzewia gorzały mu żywym ogniem. Ale kupiec w głębi był tak naprawdę bardzo racjonalnym człowiekiem. Po prostu miał niestrawność. Możliwe, że to po tym kurczaku a'la św. Antoni i demony. Świętego pewnie gładko przetrawił, tylko te demony musiały mu stanąć jakoś w poprzek. Cóż, przy dość hulaszczym trybie życia takie rzeczy od czasu do czasu się zdarzały. Musiał dużo pić - najlepiej zsiadłego mleka z sokiem z jabłek - i powinno mu za jakiś czas przejść. A tę chwilę musiał przecierpieć jak prawdziwy poeta. Może nawet napisze jakiś sonet o bólu istnienia albo o zatrutej studni?

Właśnie, studnia. Coś tam pluskało. I to chyba nie był Karden, który po nachłeptaniu się po uszy właśnie zabierał się do penetracji ruin pobliskiego domku. Tajemniczy głos recytował wieloznaczną wskazówkę w śliskim smoczym, języku magii, której tu podobno nie było. Zaafanawi nie wiedział co zrobić, więc oddał się instynktownej Ciekawości. Zresztą jego kot już przemykał przed nim w kierunku niewidocznego w tej chwili środka wioski. Podobno miał coś dać, aby otrzymać w trójnasób. Całkiem niezłe przebicie, pomyślał sobie ibn Belbiad. Czy jeśli dam trzy apetyczne chustki z trójkątnymi herbatnikami o trojakim nadzieniu (śliwkowo-truskawkowo-pomarańczowym), to otrzymam dziewięć koszy tutejszych łakoci?
Obrazek
Awatar użytkownika
Ghoster
Global Moderator
Posty: 497
Rejestracja: sob paź 13, 2012 8:08 pm

Suarrilk - Thanatia Tod

Zauważywszy kątem oka, iż korpulentny Zaafanawi, nic sobie nie robiąc z okrutnej męki zadawanej trzewiom – A może on tego nie poczuł? Może – w przypływie natchnionego egocentryzmu pomyślało dziewczę – może to Znak, przeznaczony jedynie dla prawdziwego Dziecka Ciemności? - Thanatia Tod wyprostowała się powoli. Faktycznie, ból jakby ustąpił. A w każdym razie nie wydawał się już dłużej rozdzierać jej wnętrzności. Przypominał raczej lekko ćmiący ból zęba – nie zniewalający, acz na tyle zauważalny, by irytować. W każdym razie - nie przystoi wszak Potężnej Czarodziejce, by kwiliła zgięta wpół z powodu problemów żołądkowych.

Tymczasem Belbiad, poprzedzany przez swego kota, ruszył powoli w stronę studni. Nawet on się zdziwił – i chyba drgnął czy nawet podskoczył lekko – gdy wtem tuż obok usłyszał ciężki od mrocznych podejrzeń głos i ujrzał upiorną w tej chwili – z racji rozmazanego makijażu – twarz młodej towarzyszki podróży.

Thanatia Tod potrafiła być niewidzialna. Nie w sensie magicznym. Jak cień, na który nikt nie zwróci uwagi. Umiała wyglądać i zachowywać się tak, by wzrok osób na nią patrzących prześlizgiwał się po niej, nie dając połączeniom synaptycznym czasu na przekazanie informacji o jej istnieniu do mózgu. Miała niepokojący talent do wyrastania ludziom tuż nad ramieniem tudzież za plecami – moment wcześniej nie było jej, by w następnej sekundzie stała przy kimś z tak naturalnym i niewinnym wyrazem twarzy, jakby nigdy nie opuszczała tego miejsca. Zresztą, w jej ruchach kryło się cos z kociej gracji. Jakby szła po cienkiej linie. Ewentualnie – po stromych, wąskich dachach. Stąpała trochę tak, jak gdyby jej życie było muzyką.

A może po prostu była szybka i dlatego nikt nie zauważył, gdy się przemieściła.

- Strzeżmy się! – Teatralny szept poniósł się ponad ruiną spalonej osady. – Jakieś ZŁO – podkreśliła z niemal szalonym błyskiem w oczach to słowo – tu nadchodzi!

Ghoster - I tutaj sesja się niestety skończyła, w połowie roku 2006. Mam nadzieję, że, jeśli ktoś w ogóle dobrnął do końca, całość się podobała - mnie na pewno tak. Ze swojej strony chciałbym jeszcze dodać, iż to zawsze miło poczytać *cokolwiek*, co jest osadzone w uniwersum Planescape'a, a już tym bardziej, jeśli to sesja, czyli wynik myśli wielu umysłów.
Obrazek
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości